Wielki Chocz piętrzy się w sąsiedztwie niższych od siebie współbraci, otoczony rozległymi kotlinami, ale nie na tyle wielkimi, by stracić z oczu wyższe od jej wierzchołka pasma karpackie – Tatry, Niżne Tatry, Mała i Wielka Fatra i w końcu Babia Góra. Wszystkie one leżą w takiej odległości od Wielkiego Chocza, która pozwala najpełniej ocenić ich wielkość, rozległość i urodę. W odległości, która pozwala na podziwianie górskich panoram z najlepszej możliwej perspektywy – dając możliwość ogarnięciu ogromu przestrzeni, a przy tym nie zacierając jasności poglądu niepotrzebnymi szczegółami. Nie bez przyczyny Wielki Chocz uważany jest od wielu turystycznych pokoleń za najlepszy punkt widokowy na Słowacji. Dla każdego górskiego turysty – miejsce do zobaczenia obowiązkowe!
Pamiętam dobrze, kiedy zobaczyłem Chocza pierwszy raz. Było to wiele lat temu, spaliśmy w schronisku na Markowych Szczawinach – a potem ruszyliśmy na Babią. Bez żadnej mapy. Jakimś cudem udało się kupić trochę już pogiętą mapę panoramiczną Beskid Wysoki – rodzaj szaroburej kartki, na której czerwonymi liniami narysowano szlaki wiodące na Królową Beskidów i w Pasmo Polic. Żadnych poziomic, żadnej skali – dziś trudno uwierzyć, że z takimi „cudeńkami” chodziło się (i to z dobrym efektem) po górach... Na dole, poniżej tej PRL-owskiej namiastki perspektywicznych widoków rodem z Google Earth, ciągnęła się na całej długości panorama ze szczytu Diablaka, obejmująca pełne 360 stopni (a nie tylko polską stronę jak to zazwyczaj miało miejsce w ówczesnych przewodnikach), wyrysowana prezencyjną ręką nieodżałowanej pamięci Edwarda Moskały.
Na prawo od łańcucha Tatr działo się w niej coś dziwnego – góry najpierw zniżały się sporo, tworząc charakterystyczne odosobnione kopki, z których ostatnia wystrzeliwała w górę, jakby rysownik popełnił jakiś błąd, zadrżała mu ręką, a może zdeformowała się matryca drukarska? Szczyt nosił nazwę Wielkiego Chocza i gdyby nie wysokość podana przy nazwie, z pewności potraktowałbym ją jako pomyłkę. Ciekawiła bardziej niż wszystkie inne szczyty. Tego dnia stanęliśmy na wierzchołku „matki niepogód”, ale na słowackiej stronie kłębiły się gęste chmury i nie mogłem sprawdzić, czy Wielki Chocz naprawdę wygląda tak jak na panoramie Moskały. Udało się ją zobaczyć kilka lat później – tym razem z Pilska, i kiedy okazało się, że jest ona w rzeczy samej tak odmienna od otaczających ja szczytów -nie miałem żadnych wątpliwości, że chcę tam być...
Byłem potem już kilka razy na jej szczycie, widziałem ją dziesiątki razy z różnych punktów w Karpatach – od Turbacza począwszy, przez najwyższe partie Beskidów Zachodnich, po wierzchołki Małej i Wielkiej Fatry – ale w mojej pamięci do dziś najmocniej utkwił jej charakterystyczny profil ze starej panoramy, wielkiego garbu pnącego się w niebo. Góry wielkiej i przysadzistej – może nie pięknej, ale na pewno „z charakterem”, o silnie zarysowanej indywidualności. Kiedy do tego dorzuciłem panoramę, jaką ze szczytu przy dobrej pogodzie można podziwiać godzinami, Wielki Chocz szybko wspiął się na wysoką pozycję na mojej osobistej liście najpiękniejszych szczytów Karpat Zachodnich. I jest tam po dziś dzień.
Zanim wybierzemy się na wycieczkę, która doprowadzi na sam wierzchołek, warto powiedzieć kilka słów o całej grupie górskiej, która swoją nazwę wzięła właśnie od jego wierzchołka, sięgającego 1608 m n.p.m. – jak łatwo się domyśleć, że jest on najwyższym szczytem w całym paśmie. Jej słowacka nazwa - Chočské vrchy – jest najczęściej przekładana jako Góry Choczańskie lub Choczańskie Wierchy (to pierwsze tłumaczenie zostało oficjalnie zatwierdzone przez – uwaga, będzie długa nazwa! - Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej przy Głównym Geodecie Kraju; spocznij!).
Jest to dość charakterystyczne pasmo górskie, będące bezpośrednim przedłużeniem łańcucha tatrzańskiego w kierunku zachodnim. Ma dwie charakterystyczne cechy. Po pierwsze – jest dość długie, ale za to dla równowagi - bardzo wąskie. Przy 35 km długości - między doliną Kwaczańską a ujściem rzeki Orawy do Wagu – mają średnio 4-5 km szerokości, tylko w masywie Wielko Chocza sięgając 8 km. Druga charakterystyczna cecha – nie tworzą jednolitego grzbietu, ale łańcuch pojedynczych szczytów pooddzielanych głębokimi dolinami potoków, przecinających pasmo praktycznie w poprzek. Dlatego patrząc na nie od południa czy północy widzimy jakby „archipelag” odosobnionych szczytów. Natomiast patrząc z któregoś ze szczytu w paśmie – piętrzące się kolejno nad sobą, strome kopy.
Kolejno z zachodu na wschód wznoszą się wybitne wierzchołki widokowego Šipa, dalej Ostré, Radičiná oraz Čebrať górujący nad Rużomberkiem. Szczyty te tworzą tzw Šipską Fatrę – najbardziej zachodnią część Gór Choczańskich, geograficznie (a przede wszystkim – geologicznie) będących częścią Wielkiej Fatry, oddzieloną przełomową doliną Wagu. Dalej na wschód, za doliną Likavki którą biegnie główna szosa z Orawy na Liptów wznosi się masyw Wielkiego Chocza, za którym położone są o wiele niższe Sielnicke vrchy z najwyżej położonymi na Słowacji ruinami Liptovského hradu, a dalej na wschód wyraziste masywy Pravnača, Lomna i Prosiečného. Ten ostatni masyw jest ograniczony dwoma głębokimi dolinami – na zachodzie dolina Prosiecką o charakterze typowego krasowego wąwozu, na wschodzie natomiast równie piękną doliną Kvačianską. Dalej ciągną się już Tatry Zachodnie.
Góry Choczańskie są rzadziej odwiedzane niż pobliskie, atrakcyjniejsze pasma – nie ma tu rozległych hal, wszystko jest jakby mniejsze niż w sąsiednich górach. Ale dzięki temu kameralnemu charakterowi są jednym z najładniejszych pasm karpackich. Nawet w szczycie sezonu można tu znaleźć ciszę i spokój, a jeśli nawet przy pięknej pogodzie (zwłaszcza jesienią i wiosną, kiedy w wyższych partiach Karpat zalega jeszcze śnieg, a szlaki w wielu miejscach są zamknięte) na wierzchołku Chocza, który jest najpopularniejszym celem wycieczek w całym paśmie, spotka się na raz nawet 20-30 osób, to w porównaniu z tłokiem w naszych Tatrach czy Pieninach – jest to naprawdę niewiele.
Oczywiście Wielki Chocz jest znany i lubiany przede wszystkim wśród Słowaków – niezmiennie od kilku pokoleń uznawany jest za najlepszy punkt widokowy całego kraju, co może zdziwić tych, którzy szukaliby takiego miejsca w górach wyższych. Jednak – co warto podkreślenia – najlepszy punkt widokowy, to taki, z którego widok jest najbardziej różnorodny, ciekawy i oddający charakter otoczenia. Pod tym względem z pewnością ciężko znaleźć miejsce lepsze niż Chocz. Dlaczego? Proste — bo widać stąd praktycznie wszystkie najważniejsze pasma górskie Karpat Zachodnich. Wielki Chocz to panorama, której gdzie indziej ze świecą szukać.
Widoki obejmują najwyższe i najpiękniejsze partie tej części Słowacji – Tatry Zachodnie i częściowo Wysokie, ciągnące się na przestrzeni prawie 80 km , aż po masyw Kráľovej hoľi Niżne Tatry z Dziumbirem i Chopokiem, labirynt grzbietów i dolin Wielkiej Fatry z najwyższymi połoninami Ostredoka, w końcu dwudzielną Małą Fatrę – od poszarpanego Rozsutca na północy, po skalny ząb Kľaka. Jeszcze dalej na południu w oddali da się rozpoznać stożek Strážova, a jeszcze dalej – wulkaniczny Vtačnik. Z Karpat fliszowych panorama zaczyna się wystającą znad stoków Małej Fatry Łysą Górą w Beskidzie Morawsko-Śląskim i przez Połomy, Baranią Górę, Worek Raczański i Rysiankę sięga Pilska, Babiej Góry i niknących za Tatrami Gorców. A przecież dochodzą do tego jeszcze gęsto zaludnione kotliny Orawy i Liptowa u naszych stóp. W sumie – jak ktoś kiedyś policzył – przy dobrej widoczności widać ponad sześćset szczytów! Jedno słowo przychodzi mi na myśl by oddać rozmach tej panoramy – im-po-nu-ją-ca!
Natomiast wśród polskich turystów jest Wielki Chocz znany raczej wąskiemu gronu naprawdę wykwalifikowanych wędrowców. Nawet mimo tego, że mamy bardzo dobry przewodnik Barbary Zygmańskiej po Górach Choczańskich, wydany w 2003 roku przez Wydawnictwo Kraj. Ma on w moim odczuciu tylko dwie wady – jest tak szczegółowy, że niewprawny turysta może mieć kłopoty z „wyciągnięciem” z jego treści co jest naprawdę najciekawsze i gdzie warto pójść w pierwszej kolejności (ale w końcu wcale niekoniecznie musi to być wada…), oraz drugą – niepotrzebnie (w moim odczuciu) wprowadza niejako na siłę polskie nazewnictwo najmniejszych nawet obiektów topograficznych, których to nazw nikt z miejscowych nie stosuje, nie można ich znaleźć na drogowskazach, mapach itp. Ale może ja się tylko czepiam?
Pora więc chyba w końcu zmienić ten stan rzeczy i górę zdobyć, bo bez wątpienia jest tego warta. Oto kilka uwag, które być może przydadzą się przy planowaniu wycieczki.
Najważniejsza rzecz na początek – Wielki Chocz jest górą, na którą nie ma krótkiego i łagodnego podejścia. Nie ma rady – z którejkolwiek strony byśmy nie podchodzili musimy zmierzyć się z co najmniej 950 metrami przewyższenia. I od razu pociesznie – wejście na szczyt – oprócz mozołu i zacięcia w pokonywaniu wysokości, nie przedstawia absolutnie żadnej trudności. Pod szczytem jest kilka miejsc, w których rozpięto łańcuchy, ale Bóg jeden wie tylko w jakim celu – ani trudności skalnych ani ekspozycji, no może przy zejściu pomaga w walce z częstym błotem…
Na szczyt można wejść z kilku stron – z Jasenovej, Vyšneho Kubína, Valaskej Dubovej, Rużomberku (dwa szlaki), Liskovej i Lúček. Wybór jest więc duży – najkrótsze z podejść zajmuje około 2.15-2.30 godz. (z Valaskej Dubovej), najdłuższe – z Rużomberku koło ruin zamku Likava – ponad 5 godz. Większość szlaków krzyżuje się ze sobą w okolicach Pośredniej Polany (Stredná poľana), za wyjątkiem czerwono znakowanej trasy z Lúček, która wyprowadza na wierzchołek od południa i wschodu, przez wyraźną przełęcz między Wielkim a Małym Choczem.
Oczywiście każdy może po krótkiej analizie mapy (dostępne mapy słowackie i czeskie tego terenu – na stacjach benzynowych i w księgarniach w każdym okolicznym słowackim miasteczku) wybrać swój wariant. Ponieważ nie przepadam za wracaniem tą samą trasą polecam następujący plan wycieczki – wyjście z Valaskej Dubovej na Pośrednią Polanę, stąd wejście na szczyt zielonym szlakiem, powrót czerwonym z odbiciem na końcu za tabliczkami kierującymi wariantem zimowym szlaku, a stąd przyjemne przejście do Likavki – w zależności od czasu i kondycji przez Przedni Chocz, lub prosto w dół, niebieskim szlakiem z przełęczy Spuštiak. Całość takiej wycieczki powinna się mieścić w przedziale 5.30-6.30 godz. (odpoczynków nie liczę, ale przy dobrej pogodzie to i z dwie, trzy godziny trzeba wziąć pod uwagę – po prostu jest tam tak ślicznie, że schodzić się nie chce…).
Wybierz się z nami na wyprawę Nad Samoszami i pod skałami, by zobaczyć równie ciekawe co Wielki Chocz miejsca — dzikie i niepoznane.
Jeśli dojeżdżamy samochodem pod górę, warto zostawić go albo przy dworcu autobusowym w Rużomberku, albo lepie i wygodniej – w Likavce (bezpłatny wybrukowany parking) przy restauracji „Koliba”. Stąd podjechać można autobusem do Valaskej Dubovej, skąd warto rozpocząć podejście na szczyt. W Dubovej trzeba wysiąść za kościołem, od razu można bez trudu odnaleźć niebieskie znaki, które zaprowadzą nas w kierunku skraju lasu. Mijamy ogrodzone ujęcie wody – patrząc w tył pięknie prezentuje się zachodni kraniec Šipskej Fatry, z charakterystycznym trapezem Čebraťu.
Dalej ścieżka prowadzi przez las, momentami dość stromo pod górę, aż w końcu dochodzi do wielkiego piargu osypującego się spod Havraniej Skaly, która wnosi się kilkadziesiąt metrów ponad nami. Budują ją białe wapienie płaszczowiny choczańskiej (nazwa tej jednostki geologicznej, znanej w Polsce z Tatr Zachodnich, jak łatwo się domyśleć pochodzi właśnie od szczytu, na który wędrujemy), jak zresztą większą część szczytowych partii Chocza. Wkrótce ścieżka się zwęża i zaczyna się piąć jeszcze stromiej pod górę, miejscami po litej skale, przekraczając niewielkie bramki zwężającego się wąwozu. Nosi on w tym miejscu nazwę Ciasnych Skałek, ale nie należy do zbyt efektownych. Teraz już cały czas mozolnie wędrujemy pod górę, wśród litych świerczyn, zza których w tyle prześwitują gdzie niegdzie wapienne ściany. W końcu w kilka zakosów wychodzimy na płaski grzbiet, z którego nasza ścieżka obniża się i wychodziła skraj polany, gdzie znajduje się węzeł szlaków.
Otwierająca się przed nami wielka łąka, po której trawach rozlewa się łagodnie słoneczne światło, owa Pośrednia Polana (nazywana też czasami Średnią Polaną), to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych zakątków nie tylko Gór Chotczańskich, ale w ogóle całych Karpat Zachodnich. Zajmuje ona mały, krasowy płaskowyż, otoczony niskimi grzbietami z dwóch stron, trzeciej strony opiera się o przechylony garb szczytowy Wielkiego Chocza. W czwartą stronę otwiera się lekko w kierunku rozpoczynającej się tu doliny Turickej, nad którą w oddali piętrzą się grzbiety Niżnych Tatr. Nie widać stąd żadnej wioski, żadnego domu, nie słychać ani przez chwilę żadnej drogi… Jeśli nie wieje wiatr i na polanie nie ma nikogo, cisza jest tu tak przejmująca, że po pewnym czasie zaczynają od niej swędzieć uszy... Ot, taki rodzaj choroby cywilizacyjnej – alergia na ciszę ☺.
Z prawej strony naszej ścieżki, w niewielkim zagłębieniu stoi drewniany szałas, w lecie wykorzystywany przez pasterzy (prowadzi się tu nadal wypas na niewielką skalę), w pozostałym czasie użycza gościny wszystkim, którzy chcieliby tu spędzić noc. Nad wejściem mała tabliczka dumnie ogłasza, że właśnie stanęliśmy przed „Hotelem Choč”. Przy niej regulamin objaśnia zasady korzystania z noclegów. W środku – kilka prycz, materacy, prymitywny piec… Eh, niejednąśmy noc tu spędzili, przegadali, przesiedzieli przy watrze, pod niebem tak gwiaździstym, że do dziś widzę je gdy przymknę powieki. Ostało się już tylko kilka miejsc, w których tak blisko, niemalże dotykalnie poczuć można magię gór. To jest właśnie jedno z nich…
Z polany już tylko godzina podejścia na szczyt. W górę lepiej podchodzić zielonym szlakiem, który wije się krętą ścieżyną pomiędzy smrekami i wysoką na kilka metrów kosówką, pomiędzy małymi polankami i skałkami, tworzącymi charakterystyczne „Rzędy” pod wierzchołkiem. W końcu osiągamy prawie poziomą ścieżkę, którą w prawo w kilka minut dojdziemy do szczytowych skałek, z których roztacza się owa słynna panorama. Jeśli jest dobra pogoda i widoczność – zarezerwujcie sobie co najmniej godzinę. Wcześniej Was ta góra po prostu nie wypuści…
Wielki Chocz odwiedzisz m.in. w ramach wyprawy Górskie przełomy.
W dół można wrócić inną drogą – najpierw ową łagodnie nachyloną ścieżką wśród kosówki, za strzałkami i tyczkami wskazującymi zimowy wariant szlaku. Po dłuższej chwili łagodnego zejścia, z widokiem na krywańską część Małej Fatry, docieramy do skalnego spiętrzenia grzbietu – schodzimy stromo w dół, momentami po skałkach, w towarzystwie łańcucha, którego obecność tutaj ma na celu tylko i wyłącznie zwiększyć prestiż tej prostej przecież góry, w oczach niezbyt obytych z górami turystów. W końcu przez kolejne polanki, dochodzimy do miejsca, w którym zimowy wariant szlaku odchodzi w lewo od naszej ścieżki oznakowanej czerwono, i w kilka minut łagodnego zejścia nim docieramy z powrotem do Pośredniej Polany.
Stąd ruszamy na południe, niebieskim szlakiem – przecinamy polanę w poprzek i zaczynamy lekko się wznosić na niewybitny szczycik Kičery. Za nią opadamy lekko na małą, zarastającą polanę – Zadnią, na której przed wojną stało małe schronisko. Postawił je oddział Klubu Czechosłowackich Turystów z Dolnego Kubina w 1924 roku – w dwa miesiące wybudowano prostą chatkę, która zapewnić mogła nocleg około 20 osobą. Przylgnęła do niego nazwa Hviezdoslavovej Útulňi (na cześć słowackiego poety, dramatopisarza i tłumacza Pavla Országha Hviezdoslava, urodzonego w Vyšnim Kubinie, tuż pod Choczem). Jej historia zakończyła się podobnie do losu wielu słowackich schronisk – w grudniu 1944 roku spalili je niemieccy żołnierze, by nie stała się schronieniem dla partyzantów).
Wśród drzew można jeszcze dostrzec niewielką platformę, która jest śladem po fundamentach, a o schronisku informuje także specjalna tablica. Śladem istnienia „utulni” jest także wąski płaj biegnący w poprzek stromego stoku Kiczery, na końcu którego znajduje się źródło wody (w suche lata o bardzo niewielkiej wydajności) – jest to najbliższa woda od szałasu na Polanie Pośredniej – dojście zajmuje około 10 minut, z nabraniem wody więc jest to co najmniej półgodzinna wyprawa.
Od tego miejsca schodzimy już prawie cały czas lasem. Mijając i przecinając drogi stokowe dochodzimy do przełęczy Spuštiak. Tutaj trzeba się zdecydować – albo schodzi się od razu za niebieskimi znakami w dół (momentami bardzo stromo i spadziście!), albo wędruje dalej czerwonym szlakiem, przy czym podchodzi on jeszcze ponad sto metrów w górę pod szczyt Przedniego Chocza (1249 m n.p.m.). Przy tej ścieżce zobaczyć można ruiny zamku Likava – ale to już temat na trochę inną opowieść. Tak czy inaczej dojdziemy do Likavki, gdzie zostawiliśmy samochód.
Większość praktycznych informacji odnośnie wejścia na Chocz zawarłem w tekście, na koniec tylko dołączam listę szlaków, którymi można wejść na ten ze wszech miar godny zwiedzenia szczyt. Szczyt z którego można zobaczyć spory szmat Karpat Zachodnich w bardzo plastycznej perspektywie...
Szlaki prowadzące na Wielki Chocz:
- z Vyšneho Kubína – zielony – ok. 4 godz.
- z Jasenovej – czerwony – ok. 3.30 godz.
- z Valaskej Dubovej na Pośrednią Polanę – niebieski, dalej zielony – ok. 2.30 godz.
- z Rużomberku przez Spuštiak – niebieski, od Pośredniej Polany zielony – ok. 4.30 godz
- z Rużomberku koło zamku Likava - czerwony, od przełęczy Spuštiak – niebieski, od Pośredniej Polany - zielony, ok. – 5.30 godz.
- z Liskovej do niebieskiego szlaku – żółty, potem tak jak przez Spuštiak – ok. 4.30 godz.
- z Lúček – czerwony – ok. 4.30 godz.
Chcesz podróżować z Horyzontami? Wybierz się na wyprawę Od Fatry po Tatry – w górach Słowacji.
Autor tekstu: Paweł Klimek
Klub Podróży Horyzonty Sp. z o.o. realizuje projekt dofinansowany z Funduszy Europejskich Zdalne zarządzanie biurem podróży poprzez wdrożenie dedykowanej platformy informatycznej rozwiązaniem na sytuacje kryzysowe Klubu Podróży Horyzonty.
Celem projektu jest zapewnienie zdalnej i zautomatyzowanej obsługi klienta, co znacznie poprawi jakość świadczonych usług oraz zwiększy odporność biura na sytuacje kryzysowe.Dofinansowanie projektu z UE: 234 719,17 PLN